Dach cz.1
Nie przypuszczałam, że oryginalność pomysłu, rodzi tyle kłopotów. Wydawało nam się, że nasza koncepcja dachu, opisana we wcześniejszym poście, jest uproszczona .
W piątek przyszło drewno. Przywiózł je dekarz: nie zakonserwowane, strugane , gotowe do malowania na biało. Zielone drewno nie jest nasze, ale mamy lokatorkę...
W poniedziałek przyjechał cieśla z ekipą. Widać, że wielbiciel i znawca drewna. Uznał, że drewno jest zbyt mokre, miejscami ( na szczęście mało ich było) ma czarny nalot. Przeraził nas strasznie. Zmieniliśmy więc plany i najpierw miała być impregnacja a potem (przed elewacją) malowanie. Miny mieli nie zadowolone, rozkładali, suszyli, odrzucali kawałki, zamówili jeszcze jakieś drewno .
Przerażeni próbowaliśmy zabezpieczać , impregnować i … inwestor uszkodził rękę :(
W środę rano lało, więc nie pracowali.
W czwartek około godziny 11 jedziemy na budowę a tam właściwie po pracy… Piękny szkielet dachu. O piętnastej pojechali do domu i oto zdjęcia tego co powstało:
Ze względu na ocieplenie nakrokwiowe będą musieli wrócić i przygotować nadbitkę , która po malowaniu dosycha w suszarni.
Gdyby nie ta …biel i związany z nią pośpiech, ręka mojego męża byłaby cała…, drewno przyszłoby zaimpregnowane. Bardzo podobał mi się też grafit i brąz, który mógłby być na tarasie. Pociesza mnie tylko uśmiech ” Rannego” , gdy z dumą patrzy na swój dach…
Pozdrawiam wszystkich rannych, obolałych, kontuzjowanych inwestorów i pewną przyszłą inwestorkę z bólem pleców ;) Zdrówka życzę.